Pyrlandia? Giry, syry czy bryle? Tego wszystkiego dowiedzieli się mele i szczuny z naszej szkoły, z klas piątych, kiedy pojechali z wycieczką do Poznania (23.05).
Nieważne, że jechało się długo (3,5 h), moc atrakcji szybko pozwoliła zapomnieć o odległości (prawie 200 km). Kiedy zajrzeliśmy do barokowej fary czy podpatrzyliśmy trykające się koziołki, nikt już nie myślał o kilometrach. A jakie tam były stragany! Aż bejmów było mało. Cudowny Stary Rynek, urokliwe uliczki i wszędzie historia, i miasta i państwa polskiego. Bo któż nie pamięta, że nasz hymn mówi i o Poznaniu i o Warcie! Jak o żadnym innym polskim miejscu. Bardziej wtajemniczeni wiedzą, że pierwsze polskie biskupstwo zostało utworzone właśnie w Poznaniu przeszło 1000 lat temu. Mogliśmy przyjrzeć się katedrze na Ostrowie Tumskim (również w podziemiach).
Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak po przekroczeniu bramek stadionu Lecha Poznań. Loża VIPów, piłkarska szatnia, przymiarki na ławce rezerwowych, telebimy po 100 m2. Szał!
Wyczerpani zjedliśmy dwudaniowy, syty obiad, a na deser, jak to w Poznaniu, były Rogale Świętomarcińskie. Własnego wypieku, wprost od Mistrza Rogalowego i Wuja Binia (co niektórzy nawet ukończyli szkolenie czeladnicze na cukiernika rogalowego w Rogalowym Muzeum Poznania).
Wycieczka bardzo owocna. Pogoda i nastroje również. Bejmy wydane. Zdjęcia zrobione. Wszyscy wrócili cali, zdrowi i zadowoleni. Dolce vita! :))